Świąteczny Kot
Zdradzę Wam historię
Kota olbrzymiego.
Nikt nie wie, skąd przyszedł,
nie zna celu jego.
Gdy szeroko ślepia
błyszczące otwierał,
tchórzyli wnet wszyscy,
nikt w nie nie spozierał.
Sierść jego jak żądła,
co na grzbiecie sterczą,
a włochate łapska
pazurami dręczą.
Ogonem swym machnął,
skoczył, drapnął, dmuchnął.
W górach czy w zatoce –
oczom ludzkim umknął.
W święta pełne śniegu
zły i głodny chadzał.
Budził w ludziach trwogę
tam, gdzie łapy wsadzał.
Miauczeniem zaś podłym
nieszczęście zwiastował.
Na ludzi, nie myszy,
kocur ten polował.
Nachodził tych biednych,
co nowych na święta
szat w domu nie mieli,
bo bieda przeklęta.
Rzeczy im zabierał,
gdy w domy ich wpadał.
Jeśli miał możliwość,
to ludzi też zjadał.
Kołowrotki w ruch szły,
prządki się śpieszyły,
kolorowe szaty
dla dzieciaków szyły.
Nie mógł Kot pazurem
zahaczyć dzieciaków,
bo nie było u nich
już pustych wieszaków.
Gdy w noc wigilijną
Kot zajrzał przez okno,
ujrzał, że dla dzieci
darów góry rosną.
Jednym para skarpet,
innym zaś przybyło
coś, co jest potrzebne –
i to wystarczyło.
Nie mógł Kot zjeść tego,
kto miał nowe szaty.
Prychał, syczał wściekle,
w las wracał kudłaty.
Czy jeszcze Kot żyje –
nie wiem ja niestety.
Lecz los jego nędzny,
bo wszędzie skarpety.
Może w Waszym sercu
zbudzi się potrzeba,
by odnaleźć dzieci,
którym czegoś trzeba?
Szukanie tych, którym
zechcesz przyjść z pomocą,
sprawi, że Twe święta
będą magii nocą.
