Grýlą nazywano
trollicę złowrogą.
Straszyła łapskami
i koślawą nogą.
W górach miała dom swój,
na wioskę patrzyła,
czasem najedzona,
czasem głodna była.
To dzieci decyzja,
czy z głodu cierpiała,
czy do swego kotła
włożyć kogo miała.
Bo gdy dzieci grzeczne –
Grýla głodna była
i o swej niedoli
głośno zawodziła.
Krnąbrne dzieci Grýlę
bardzo radowały.
Zaraz w worze pustym
jej palce szperały.
Krokami wielkimi
stawianymi śpiesznie
prosto w stronę miasta
pędziła uciesznie.
Tam niesforne dziatki
wszystkie wnet łapała
i do swego wora
kolejno wkładała.
Z powrotem do domu
szybko wtedy gnała,
by do nocy w kotle
woda się nagrzała.
Nie wie nikt na pewno,
co się tam zdarzyło,
ale Grýli nagle
kilo skądś przybyło.
Śmiała się więc głośno,
grotą trzęsło strasznie,
męża Lappaluðę
całowała przaśnie.
Lecz razu pewnego –
na Gwiazdkę to było –
nowych ubrań nagle
dzieciakom przybyło.
Wszystkie wtedy dziatki
bardzo grzeczne były,
aż strach i zdziwienie
trollicę przeszyły.
I trwało to jeszcze
aż tak dużo czasu,
że zabrakło trollom
żywności zapasu.
Wychudzona Grýla
na łóżko runęła
i po dwóch tygodniach
snem wiecznym zasnęła.
Przy jej łóżku czuwał
wierny Lappaluði,
lecz już wkrótce jego
też zmorzył sen długi.
Hej, islandzkie dzieci,
proszę Was ogromnie:
nie obudźcie trolli,
niechaj śpią spokojnie.
